Rachunek zysków i strat

Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim.

Tyle święty Paweł w Liście do Filipian (w rozdziale 3).

Są różne kryteria, według których dokonujemy wyceny. Na ile opłaca nam się wejść w jakąś relację. Ile jesteśmy w stanie dla kogoś/czegoś stracić, ile zaryzykować. Co się dla nas w życiu liczy. Ile warte są dla nas nasze dobra materialne, poczucie komfortu, nasze przyzwyczajenia. 

Św. Paweł pokazuje, że dla chrześcijanina jest tylko jedno kryterium: poznanie Chrystusa, które ma "wartość najwyższą", najwyższą "próbę" z wszystkich innych rzeczy, które są mniej lub bardziej dla nas wartościowe. Nie chodzi jednak o zwykłe poznanie, przelotne, zdawkowe, powierzchowne. Łatwo wtedy przeoczyć to poznanie, jak bogaty młodzieniec, który odszedł zasmucony, bo nad wartość poznania Jezusa postawił przemijającą wartość swoich bogactw. 

Paweł pisze o poznaniu dotykającym naszej egzystencji, przemieniającym w Chrystusa: pozyskać Go i znaleźć się w Nim.

Wtedy dokona się "przewartościowanie": rzeczy zyskowne mogą stać się stratą, bo przeszkadzają w pójściu w głąb tej najcenniejszej relacji. Cała nasza życiowa buchalteria może rozsypać się jak domek z kart. Księgowy złapie się za głowę. Co było kiedyś dla mnie zyskiem, dziś ze względu na Chrystusa uznam za stratę. W ostatecznym rozrachunku, a czasem może to być rzeczywiście rozrachunek ostateczny, stratą będzie wszystko, bo wszystko na tym świecie ma wartość przemijającą i względną. Paweł powie dosadniej: to śmieci. 

Ten odwrócony rachunek zysków i strat znał św. Paweł, znali święci. 

Tego kryterium, obiektywizującego nasze chcenia, pragnienia, nasze apetyty na życie i posiadanie, potrzebujemy także dzisiaj.

"Lisy mają nory"

Jezus mówi do nich: "Lisy mają nory". Nora i gniazdo to macierzyńskie obrazy oraz pierwsze potrzeby człowieka: dom, matka, jedzenie, matka ziemia, przedmioty - wszystko to reprezentuje pierwotne potrzeby człowieka, które dają przyjemność. A Jezus mówi, że Syn Człowieczy nie ma gdzie położyć głowy, położyć się, poczuć się zabezpieczonym przed życiem i światem. On tego nie ma, On, który wszystko stworzył i dał człowiekowi. 

Jeśli ktoś jest związany z rzeczami, przedmiotami, które w pewien sposób zastępują mu matkę, zaspakajają jego pierwotne potrzeby, zapewniają pewność i komfort życia, nigdy nie stanie na nogi, nigdy nie pójdzie dalej, jest już umarły. 

Jeśli ktoś szuka zabezpieczenia materialnego, jest już martwy, a najbezpieczniejszym miejscem, gdzie jest doskonale zabezpieczony przed brakami, jest jego grób. Jeśli ktoś się z tego nie wyplącze i nie zdecyduje, że chce mieć przeciętą pępowinę, nigdy się nie urodzi dla dorosłości i dla misji. Jeśli ktoś jest w taki sposób otoczony rzeczami, nie urodzi się nigdy jako osoba wolna, będzie niewolnikiem przedmiotów i ofiaruje swoje życie przedmiotom. Ofiaruje swoje życie temu wszystkiemu, co zaspokaja jego pierwotną potrzebę przyjemności, czyli temu wszystkiemu, czego instynktownie potrzebują i co lubią zwierzęta i małe dzieci.  

Pierwszym darem, jaki Jezus daje każdemu mężczyźnie, jest wolność wobec świata rzeczy, czyli wobec świata matki. To wymaganie i ten dar moglibyśmy nazwać ubóstwem, jednak nie chodzi tu o nieposiadanie matki i rzeczy, lecz o niebycie posiadanym przez nie. 


Cytaty z książki "Wąż i gołębica" ks. Adama Rybickiego. Serdecznie polecam tę książkę, szczególnie mężczyznom. Dobra lektura na Wlk Post. 



Ewangeliczna rezygnacja jako lekarstwo

Warto by było coraz więcej w kontekście duchowości
chrześcijańskiej zastanowić się nad sprawą prostoty życia i ubóstwa. Nigdy kupowanie nie było tak łatwe i przyjemne jak teraz. Reklamy wprost zmuszają do kupowania, manipulują umysłami. Młodym mężczyznom coraz trudniej być wolnym. Być może jakimś lekarstwem byłaby ewangeliczna rezygnacja oraz "wyobraźnia miłosierdzia", czyli poszukanie kogoś, kogo można by materialnie wspierać. W ten sposób ocaliłoby się własne człowieczeństwo, podmiotowość. W taki też sposób kultura konsumpcji, przy odpowiednim podejściu do niej, nie oddalałaby, lecz zbliżała mężczyzn do świętości. 


Cytat z "Węża i gołębicy" ks. Adama Rybickiego 

Zachłanność

"Wszędzie widać to zło - bezustanne pobudzanie zachłanności i chciwości [...] mechaniczne, sztuczne, oderwane od natury, wykorzystujące potencjał człowieka w niewielkiej tylko części. Skazuje ono zdecydowaną większość pracowników na spędzanie życia w sposób, który nie stawia im żadnego wyzwania godnego wysiłku, nie daje żadnego bodźca do samodoskonalenia ani żadnej szansy rozwoju; skąpi też nawet odrobiny Piękna, Prawdy i Dobra. 

Twierdzę więc, że to wielkie zło - być może największe - nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego, dzięki temu, że jest w jego naturę wpisane, nakłada na człowieka nadmierne obciążenie nerwowe, pochłaniając zbyt wiele jego uwagi."

Cytat z Good Work E. F. Schumachera

Miara dawania

Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. 

Pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. 

Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.

A jaka jest moja - twoja miara dawania? 


Jak się wam wiedzie?

Z dzisiejszych czytań zwraca uwagę fragment z proroka Aggeusza:

Rozważcie tylko, jak się wam wiedzie. Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka.

Doskonały opis naszych współczesnych, i jakże daremnych, wysiłków. Dobra materialne są  ograniczone i ułomne, dlatego - nawet kiedy posiadane w nadmiarze - ostatecznie nas (wewnętrznie) nie nasycą.

Zadowalajcie się tym, co macie

Perełka z Listu do Hebrajczyków: Postępowanie wasze niech będzie wolne od zachłanności na pieniądze: zadowalajcie się tym, co macie. 

Warto sobie powtarzać to zdanie. A nie jest łatwo. Wiem to po sobie.

Podczytuję Twierdzę wewnętrzną św. Teresy od Jezusa, a tam znalazłem dobry komentarz do powyższego fragmentu:

"Oto, na przykład osoba bogata, bezdzietna, nie mająca nikogo z bliższych, komu by przekazała bogactwa swoje, skutkiem niepomyślnych okoliczności traci znaczną część majętności swojej; nie taka to jednak strata zupełna, by jej nie pozostało jeszcze dosyć i więcej niż potrzeba na utrzymanie siebie i domu swego. Jeśli ta osoba tak się niepokoi i trapi stratą swoją, jak gdyby jej już zabrakło i chleba powszedniego, jakże taką może wzywać Pan, aby dla miłości Jego opuściła wszystko? 

Druga jakaś posiada majętność dostateczną na obfite i przeobfite wyżywienie siebie, a oto nastręcza się jej sposobność do powiększenia jej majątku. Jeśli jej to przychodzi darmo, mniejsza o to, nie będzie w tym nic złego, że przyjmie, ale żeby sama o to się starała i wciąż coraz bardziej pragnęła się wzbogacić, to jakkolwiek by dobry w tym zamiar miała, niech ani marzy o tym, by zdołała wejść do mieszkań wewnętrznych, kędy Król przebywa."

...

Obejść się bez zbędnych dodatków, wybrać prostsze życie

Według słów papieża Franciszka wygłoszonych na tegorocznej pasterce narodziny Jezusa powinny być zachętą, by wprowadzić nowy model życia. Należy dzielić się i dawać, a nie żyć w chciwości i zachłanności.

Tej nocy i my udajemy się do Betlejem, aby tam odkryć tajemnicę Bożego Narodzenia - powiedział Franciszek. Przypomniał, że nazwa Betlejem oznacza "dom chleba". W tym domu Pan wyznacza dzisiaj spotkanie z rodzajem ludzkim. Wie, że potrzebujemy pokarmu, aby żyć. Ale wie również, że pokarmy świata nie zaspokajają serca - mówił papież. Zwrócił uwagę na to, że w Piśmie Świętym grzech pierworodny ludzkości jest powiązany ze spożywaniem pokarmu. Obecnie - stwierdził Franciszek - "człowiek stał się chciwy i żarłoczny".

Wydaje się, że dla wielu ludzi posiadanie, napełnienie się rzeczami stanowi sens życia. Nienasycona chciwość przenika ludzką historię, aż po paradoksy dnia dzisiejszego, gdy nieliczni suto ucztują, a nazbyt wielu nie ma chleba, by żyć - tłumaczył Franciszek.

Jak dodał "Jezus wprowadza nowy model życia: nie pozyskiwać i pożerać, ale dzielić się i dawać". Dzięki temu, jak zaznaczył Franciszek, można odrodzić się w miłości i przerwać cykl chciwości i zachłanności. W obliczu żłóbka rozumiemy, że tym, co posila życie nie są dobra, lecz miłość; nie zachłanność, ale miłosierdzie; nie obfitość, z którą trzeba się obnosić, ale prostota, której należy strzec - powiedział.

Jak mówił papież, Jezus przemienia serce sprawiając, że "centrum życia nie jest już moje własne wygłodniałe i egoistyczne ja, ale Ten, który rodzi się i żyje dla miłości". Franciszek zachęcił do refleksji nad tym, czy naprawdę potrzebujemy tak wielu rzeczy i "skomplikowanych recept na życie". Czy potrafimy obejść się bez wielu zbędnych dodatków, aby wybrać prostsze życie? - pytał . 

W homilii w czasie pasterki Franciszek przedstawił dwie możliwości: życie może być oczekiwaniem, w którym zawierza się je Bogu lub "zarozumiałością", gdy liczą się tylko własne siły i środki. Ale w tym drugim przypadku serce pozostaje zamknięte na światło Boga- dodał.  Droga do Betlejem prowadzi pod górę, gdyż trzeba "pokonać szczyt egoizmu". Nie możemy się zsunąć w jary światowości i konsumpcjonizmu -przestrzegł.

Ciekawe ile osób weźmie sobie słowa Franciszka do serca. Wydaje mi się, że trafiają w ideę, czy jak mówi papież - nowy model życia, odnoszącą się do prostoty i minimalizmu. Życzę wszystkim Czytelnikom i sobie również, byśmy z nowymi siłami w nowym roku podjęli się tego stylu życia, obywając się bez zbędnych dodatków i wybierając prostsze życie. 

źródło


Pozwól mi przestać kochać rzeczy

Tym razem z Mertona ("Znak Jonasza"):

Łatwo możemy zapomnieć, że On stworzył wszystko i ma wszelką władzę nad wszystkim, jednak wydaje się, że prosimy Go tak, jakby był jakimś pośrednikiem, który tylko zdejmuje towary z półek. Zamiast mówić: "teraz poproszę podać ten banknot jednodolarowy z najwyższej półki" - "bądź wola Twoja".


Im bardziej kochamy rzeczy ziemskie, reputację, powagę, przyjemności, wygodę i powodzenie, tym mniej miłujemy Boga. Nasza tożsamość jest rozproszona między rzeczy pozbawione wartości: toniemy i umieramy, starając się żyć wśród planów, które chcielibyśmy zrealizować, by spełniła się nasza wola. Potem, kiedy przychodzi nam umrzeć, przekonujemy się, że zmarnowaliśmy całą miłość na nic i że jesteśmy niczym, jesteśmy martwi. Pozwól mi więc przestać kochać rzeczy rozproszone i próżne - pragnienie, by czytano moje książki i zachwycano się nimi, albo bym cieszył się powodzeniem jako nauczyciel, chwalony przez studentów, albo żebym żył wygodnie w jakimś pięknym miejscu - i oddać moją miłość Tobie, gdzie zakorzeni się i będzie żyła, a nie wyjałowi się i zmarnuje.

Nie mogę posiadać stworzonych rzeczy, nie mogę ich dotykać, nie mogę w nie wnikać. Nie są moim celem, nie mogę znaleźć w nich spoczynku. My, którzy jesteśmy chrześcijanami, wiemy o tym dość dobrze w abstrakcji. Czy też raczej mówimy, że w to wierzymy. W rzeczywistości trzeba to ciągle odkrywać od nowa.

Nie wybieraj w rzeczach tego co lepsze

Lekcja od św. Jana od Krzyża:

Nie wybieraj w rzeczach tego co lepsze, lecz to co gorsze, znosząc dla Jezusa Chrystusa ogołocenie, braki i ubóstwo w stopniu możliwym na tym świecie.

Mamy tendencję, żeby z dwóch rzeczy wybrać dla siebie tą lepszą. Z dwóch jabłek wybrać to mniej błyszczące, może z jaką skazą na skórce? Potrafisz?

Znosić ogołocenie, braki i ubóstwo. 
To mogą być różne rzeczy: brak snu, niesprawiedliwy osąd, własna niedoskonałość i kruchość, tłok w tramwaju...

Taki sobie, inny nieco, minimalizm świętych.



O szczęściu prostego życia

To tytuł książki Paulusa Terwitte OFMCap, inspirowanej regułą św. Franciszka, w której czytamy:

...dla towarzyszy Franciszka naturalnym pragnieniem było posiadanie jak najmniejszej liczby rzeczy, tak aby nie przysłaniały im one widoku na świat. Ich celem stało się zachowanie wrażliwości na bogactwo Bożych darów, objawiające się im w całym stworzeniu. Dążenie do nieposiadania niczego nie było zatem ascetycznym wysiłkiem, lecz konsekwencją poruszającego odkrycia, że Bóg wypełnia cały świat. Wszystko znajduje się w Jego posiadaniu, stanowi tron Jego chwały, z którego nieustannie przemawia do nas Boskie "Ty". Czy ktoś, kto to pojął, może rościć sobie prawo do Jego własności, aby zaspokajać nią swoje "ja"? 

Określenie takiego stanu mianem ubóstwa jest niemal mylące; należałoby go raczej nazywać "strzeżeniem otrzymanych bogactw". Z tej perspektywy jako ubodzy jawią się bowiem ludzie chcący zapewnić sobie znaczenie nietrwałymi rzeczami materialnymi lub wymyślnymi teoriami, które już następnego dnia mogą okazać się błędne. 

Warto uzgodnić, z czego zamierzamy zrezygnować, aby strzec tego, co jest dla nas święte.


Adwent. Sztuka oczekiwania

Czy my jeszcze w ogóle potrafimy czekać?

Adwent to czas oczekiwania. Na przyjście Pana, na wcielenie się  różnych obietnic w naszym życiu.
Oczekiwanie, które ma być "czuwaniem i modlitwą", a zatem jakąś aktywną postawą, ale daleką od zniecierpliwienia i chęci przyspieszenia za wszelką cenę tego, czego mamy oczekiwać.

Jak my umiemy czekać na nowy model smartfona lub premierę filmu w kinach.
Z drugiej strony żyjemy w czasach natychmiastowej gratyfikacji. Co chcemy, czego pragniemy, chcemy to już, natychmiast. Skraca się nasza umiejętność oczekiwania na coś lub na kogoś.

Oczekiwanie to nie upływający czas, ale odpowiednie przygotowanie.

W liście pasterskim bp. Romuald Kamiński na ten Adwent napisał:
Podejmijmy trud przeżycia tegorocznego Adwentu w klimacie oczekiwania w pokoju serca, a także wewnętrznej i zewnętrznej ciszy. Nie wprowadzajmy przedwcześnie do naszych domów klimatu Bożego Narodzenia – dość, że czynią to wszechobecne reklamy, motywowane zwiększeniem obrotów centra handlowe, od dawna już towarzyszące nam na ulicach i wystawach świąteczne dekoracje i ozdoby. Nie pozwólmy, by tajemnica tych Świąt – wcielenie Boga, narodzenie się w Betlejem Bożej Dzieciny – utonęło w pozorach przygotowań, spowszedniało w zewnętrznym złudzeniu.


Zapraszam do rodzinnej gry adwentowej. Szczegóły i wszystkie niezbędne elementy znajdziecie pod linkiem tutaj

W upraszczającym świetle



Tak więc nie zapalaj się do bezużytecznej aktywności wewnętrznej. Unikaj wszystkiego, co sprawia w twoim życiu niepotrzebne komplikacje. Żyj w największym, na jaki cię stać, spokoju, ciszy i odpoczynku, nie zbaczaj ze swojej drogi, aby podjąć się trudów i obowiązków bez względu na to, jak wiele chwały mogą one przynieść Bogu. Wykonuj przyznane ci zadanie najdokładniej, jak tylko możesz, z bezinteresowną miłością oraz wielkim pokojem, aby okazać swe pragnienie zadowolenia Boga. Miłuj Go i służ Mu w pełni pokoju, a we wszystkich swych pracach zachowuj pamięć o Nim. To, co robisz, wykonuj w ciszy i bez zamętu. Na ile jest to możliwe, szukaj samotności; zamieszkaj w ciszy swej duszy i wypoczywaj tam w prostym i upraszczającym świetle, którym napełnia cię Bóg.

                                                                                                                           Thomas Merton

Nic nie mają, a posiadają wszystko

Jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko. (2 Kor 6,10)

Jedno proste zdanie zawierające cudowne paradoksy. Motto chrześcijańskiego życia. Żyć w ubóstwie, które innych wzbogaca. Nie mieć nic, a przez to nic wejść w posiadanie wszystkiego... 

"Bóg mój i wszystko moje" - to zawołanie św. Franciszka jest dla nas nieustannym wezwaniem do radykalnego życia Ewangelią w ubóstwie i radości.




Z Tomasza a Kempis (?):
Oto Bóg mój: moje Wszystko. Czy mógłbym chcieć czegoś więcej? Czy mógłbym pragnąć większego szczęścia?
Słowo jest słodkie i pyszne. Ale tylko dla tego, kto je pokochał ponad wszystko, cokolwiek mógłby znaleźć na świecie.
Bóg mój - wszystko moje.
Mądremu wystarczy, że powie mu się coś raz. Kochający zaś uwielbia powtarzania.



Człowiek oderwany od rzeczy

W rozdziale 20 Drogi na Górę Karmel św. Jan od Krzyża pisze, byśmy pilnie uważali, by serca i swojej radości nie opierać na rzeczach, gdyż z małego przywiązania do jakiejś rzeczy można stopniowo dojść do wielkiego nieuporządkowania w tej dziedzinie. W małym przylgnięciu kryje się już wielka szkoda, bo uczyniona jest szczelina do wejścia w głąb serca. Dlatego "do bogactw, choćby rosły, serc nie przywiązujcie" (Ps 62,11).

Odrzucając próżną radość z rzeczy nabywamy wspaniałomyślności, która chroni nas przed chciwością. Prócz tego, jak zauważa św. Jan, zyskujemy szereg innych  korzyści: swobodę umysłu, jasność sądu, spoczynek i uciszenie, pogodne zaufanie Bogu. Paradoksalnie człowiek więcej także zyskuje radości i wytchnienia w stworzeniach, jeśli się od nich odrywa, gdyż ten, który do nich przylgnie jako do własności, nie może prawdziwie się nimi cieszyć. Przylgnięcie powoduje bowiem pewną troskę, która krępuje ducha jakby więzami i przywiązuje go do ziemi, nie pozostawiając swobody sercu. Natomiast człowiek oderwany od rzeczy ma jasne poznanie i zrozumienie ich wartości. Radość jego jest zupełnie inna niż tego, kto do nich jest przywiązany ze względu na ich wielkość i korzyści, jakie przynoszą.

Człowiek oderwany raduje się we wszystkim radością  pełną, wolną od wszelkich przywiązań, tak jak gdyby wszystko posiadał. Skoro zaś patrzy na rzeczy z pragnieniem posiadania części z nich, pozbawia się ogólnego upodobania we wszystkich. Oderwawszy się od wszystkich, nie ma żadnej z nich w sercu, żyjąc, według słów św. Pawła, "jak ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko" (2 Kor 6, 10). Jeśli zaś przywiąże się do niektórych, wola jego zostaje skrępowana i nic nie posiada, bo  raczej te rzeczy opanowują człowieka i krępują jego serce, on zaś cierpi jak niewolnik. Im zaś więcej pragnie radości w stworzeniach, tym więcej z konieczności doznaje ucisków i niepokojów w skrępowanym i opanowanym przez nie sercu. Zmartwienie, idące za taką radością, znacznie przewyższa doznaną przyjemność.

Nie warto burzyć spichlerzy

"Jeszcze tego nie wiesz? Słowa, które zmieniają życie" to nowa książka ks. Piotra Śliżewskiego, mająca w zamyśle Autora stanowić swego rodzaju kierownictwo duchowe. Pośród szerokiego spektrum 54 biblijnych rozważań znalazłem co najmniej kilka, które bliskie są sprawom poruszanym na blogu. Dzięki uprzejmości ks. Piotra zapraszam do lektury rozdziału "Pieniądze nie są czystym złem", opartego na fragmencie z Ewangelii św. Łukasza (Łk 12,13-21). Jego przesłanie zawiera się w jakże prawdziwym stwierdzeniu, że powiększanie pragnień może uzależnić i nie mieć końca. Dlatego zamiast burzyć spichlerze, które pomieściłyby coraz większą ilość naszych dóbr materialnych, lepiej przeznaczyć dany nam na ziemi czas na to, by cieszyć się tym, co już mamy. Gorąco zachęcam do lektury:

Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem». Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?» Powiedział też do nich: «Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko, życie jego nie jest zależne od jego mienia». I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: "Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów". I rzekł: "Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj". Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem».

Pierwszym zagrożeniem, jakie niosą rzeczy materialne, jest czynienie z nich rzeczy najważniejszej. Tak je rozumiał człowiek, który wyrwał się z tłumu i prosił Jezusa, by przekonał jego brata do tego, by podzielił się z nim spadkiem. Zobaczmy, jakie to niedorzeczne… Chrystusa otacza mnóstwo ludzi. Wielu z nich modli się i prosi Jezusa o uzdrowienie. Część mówi o najbardziej intymnych tematach w swoim życiu. Można powiedzieć, że wokół Jezusa unosi się aura naprawdę ciężkich spraw, których nie da rady rozwiązać tylko ludzką logiką. Pośrodku tych najważniejszych zagadnień, „jak filip z konopi” wyskakuje człowiek, który prosi Zbawiciela o to, by odstawił te wszystkie sprawy na bok i zajął się sądownictwem.

Czy rozumiemy brak powagi tego człowieka? Wszyscy nastają na Jezusa, by ich uzdrawiał, wypędzał złe duchy, a obok nich staje ktoś, który otrzymawszy „swoje pięć minut” wykorzystuje je na rozmowę o pieniądzach. Tak też może się stać z nami. Na początku będziemy mówili, że „ekonomia też jest ważna”. Potem możemy pójść o krok dalej i już zapomnieć słówka „też”, a po chwili już zupełnie używać najwyższego stopnia mówiąc, że „pieniądze są najważniejsze”.

To prawda, że brak funduszy jest w stanie rozbić rodzinę, wprawić w niemałe kłopoty, ale lęk przed brakiem pieniędzy może sprawić, że zaczniemy myśleć, że materia nas od wszystkiego uratuje. Gdy zagości w naszej głowie takie przemyślenie, to wiedzmy, że z ziemskiego bogactwa uczyniliśmy Boga.

Kim jest w końcu Bóg? To ktoś, kto ma władze uratować mnie od wszystkiego, co będzie chciało mnie zaatakować. Czy bogactwo materialne jest w stanie to zrobić? Oczywiście, że nie. Jezus jasno powiedział, że „życie nie jest zależne od naszego mienia”. Może ono poprawić komfort naszego „ziemskiego czasu”, ale nie uratuje od chorób, konfliktów międzyludzkich, czy śmierci. Poza tym, bogactwo ma bardzo niebezpieczną cechę – chciwość, która powoduje „łakomstwo bogactwa”. Osoba, która uwikła się w tę słabość, może nie zdążyć ucieszyć się z tego, co ma. Przyjrzyjmy się Jezusowej przypowieści…

Pewnemu zamożnemu człowiekowi obrodziło pole. Już tutaj natrafiamy na bardzo ważny szczegół. Ten człowiek był bogaty jeszcze przed dobrymi, tegorocznymi plonami. Ten dobrobyt okazał się jednak „problemem”. Nie było bowiem dla niego miejsca w spichlerzach. Dlatego bogacz podjął decyzję, by jeszcze powiększyć swoje magazyny. Pozornie wygląda to na dobre rozwiązanie, ale przebudowa spichlerzy powoduje dwie konsekwencje. Po pierwsze, bogacz może być nieszczęśliwy, gdy w kolejne lata będą mniejsze zbiory i będzie widział, że nie ma tyle co kiedyś, a po drugie, na przeorganizowanie magazynów potrzeba sporo czasu i wysiłku. Może warto by było go poświęcić na to, by ucieszyć się tym, co już się ma, zamiast myśleć o dalekiej przyszłości? Zgodnie z ewangeliczną przypowieścią, dobra bogacza nie przydały mu się wcale. Co najgorsze, mógłby jeszcze jeden dzień zadowolić się tym, co ma, a zamiast tego biegał przy tym, by ułożyć sobie życie na przyszłość.

Z tego prostego obrazu płyną dla nas dwie mądrości. Powiększanie pragnień może uzależnić i nie mieć końca. Gdy obserwuje się osoby bardzo bogate, to widać, że ich radość polega często już nie na samym wykorzystywaniu dóbr, tylko na ich mnożeniu.

Po drugie, nie znamy momentu swojego przejścia na „tamten świat”. A co jeśli wykorzystujemy ostatnie chwile doczesności na to, by zapuścić w niej mocniej korzenie, zamiast przygotować się do tego, by lepiej przeżyć wieczność? Tym bardziej, że to, co będzie później będzie naszym miejscem docelowym. A to, co ziemskie, jest tylko próbą przed tym, jak nasze szczęście ma wyglądać przez nieskończoność.


Zainteresowanych lekturą książki, która oficjalnie ukaże się 6 listopada, już teraz zapraszam na stronę tutaj, gdzie można nabyć ją w przedsprzedaży. 

Bez torby i dwóch sukien (Mt 10,10)

Mam wszystko, co jest potrzebne do szczęścia. Sokrates, znany z ascetycznego stylu życia, miał podobno w zwyczaju chodzić na targ w szczególnym celu. Wybierał się tam, by przyglądać się rzeczom, których nie chciał posiadać. Wystarczały mu prosty strój i znoszone sandały. Potrafił odnaleźć pokój serca w przypominaniu sobie, że nie potrzebuje niczego więcej niż to, co ma, żeby z radością przeżywać kolejne dni.

Jezus proponował wybieranie się w drogę tylko z tym, co niezbędne. Ewangelie różnią się w opisie tego koniecznego ekwipunku, ale ich przekaz jest jasny: bierz tylko tyle, ile ci potrzeba, a o więcej zatroszczy się sam Bóg.

Gdybyśmy pomyśleli, że dziś mamy w życiu wystarczająco dużo, by być szczęśliwymi, bylibyśmy wolni od niepokoju związanego z myślą o ciągłym gromadzeniu dóbr. Czy rzeczywiście potrzebujesz nowego modelu smartfona, żeby być bardziej wartościowym człowiekiem? Stracisz radość życia, jeśli zdecydujesz się na korzystanie z autobusu zamiast samotną podróż samochodem? A może nadal miałbyś duży wybór ubrań, gdybyś wyrzucił połowę z nich?

Zadawanie sobie tego typu pytań jest odświeżające dla umysłu i dla serca. Pozwala zobaczyć, czy nie jestem uzależniony od posiadania rzeczy. Nieuporządkowane pragnienie, by posiadać wciąż więcej i więcej, prowadzi do stałego niepokoju duszy, niezadowolenia ze swojego życia. Pokładanie zaufania w tym, co dopiero ma stać się moją własnością i zaspokoić moje oczekiwania, oznacza że trudno skupić się na teraźniejszości. Konsekwencjami są smutek i brak wdzięczności budujące wielki mur między mną a Bogiem.

Zadania na najbliższe dni:

1. Przejrzyj swoje szafy i półki. Przyjrzyj się temu, z czego nie korzystałeś od dawna. Nie musisz niczego wyrzucać ani nikomu oddawać. Może jednak zechcesz?

2. Przypomnij sobie sytuację, kiedy jakiejś rzeczy bardzo chciałeś, np. nowego roweru, komputera czy ubrania. Zauważ, że kiedy już należała do Ciebie, po pewnym czasie pojawiło się kolejne pragnienie, które zaczęło wypełniać twoje myśli. Czy potrafisz to dostrzec? Jak myślisz, co z tego wynika?


Tekst w sam raz na Chrześcijański minimalizm, znaleziony tutaj, a jego autorem jest Piotr Kropisz SJ (na fb tutaj).

W mocy milczenia

Kupiłem wreszcie książkę Moc milczenia. Książka stworzona przez tytanów modlitwy: kardynała Roberta Saraha, dom Dysmas de Lassusa - generała Zakonu Kartuzów, z przedmową Benedykta XVI. Nie może być lepszego towarzystwa, żeby wejść w klimat milczenia.

Już pierwszy z cytatów z Myśli Pascala (nr 370) wskazuje, że będzie o sprawach bliskich temu blogowi. Próżny ślad po szczęściu, które istniało niegdyś w człowieku - ową dojmująca pustkę lub tęsknotę - "staramy się daremnie wypełnić wszystkim, co nas otacza, szukając w nieobecnych rzeczach pomocy, której nie otrzymujemy od obecnych, ale wszystkie okazują się niezdatne; bo tę  nieskończoną otchłań może wypełnić jedynie przedmiot nieskończony i niezmienny, to znaczy Bóg."

Zaraz potem w Przedmowie Benedykt XVI cytuje fragment listu Ignacego Antiocheńskiego do Efezjan: "Lepiej jest milczeć i być, niż mówić i nie być." Obracamy się w wirze słów, obrazów, każde z nich domaga się naszej uwagi. Niedawno ktoś powiedział, że wynajmujemy swoje umysły. Czy jesteśmy jeszcze zdolni do myślenia?

Kluczem do zrozumienia słów Jezusa jest wejście w Jego milczenie, gdyż Jego słowa biorą swój początek w Jego milczeniu. Dzięki niemu unikniemy powierzchowności. Coraz więcej wiemy, o czymś słyszymy, przechodzimy do działania, ale mało w tym prawdziwej treści i sensu. Miejsce Słowa zajmuje w nas gadatliwość.

Nie jestem specjalistą od milczenia, ale wydaje mi się, że dotykamy rzeczy dla naszego życia fundamentalnej. Milczenie nie dotyczy jedynie samych słów, ale naszych myśli i zewnętrznego działania. Bardziej niż czego innego, potrzebujemy wyciszenia naszej zewnętrznej aktywności, która, takie odnoszę wrażenie, jest funkcją wewnętrznego niepokoju, braku odwagi, by w ciszy stanąć nagim przed Bogiem, bez naręcza naszych małych spraw, skarg i oczekiwań. 

Jezus nocami udaje się samotnie "na górę", żeby się modlić. Ten wyjściowy obraz przywołuje Benedykt XVI w Przedmowie do książki. Mam nadzieję (a właściwie dziwną pewność), że Moc milczenia będzie dobrym sposobem wychodzenia z pułapek aktywizmu i wchodzenia na własną "małą górę" samotności na modlitwie.

Polecam wpis Dykratura hałasu, a także Większość moich kłopotów...

Wejdź i działaj w mojej potrzebie

Jak wiele utrapień wynika tylko i wyłącznie z bezproduktywnego lęku o to, co przyniesie jutro. Jutro przede wszystkim ma być przestrzenią zawierzenia Temu, który jest Panem czasu. Czy martwiąc się, miotając, wyobrażając sobie przyszłość, nie próbujemy przypadkiem sprawować nad nią iluzorycznej kontroli?
 
Niedawno odkryłem piękny tekst ks. Dolindo Ruotolo: Jezu, Ty się tym zajmij! Nie będę cytował go w całości, ale przytoczę kilka jego fragmentów:

Zamartwianie się, denerwowanie, myślenie o konsekwencjach zdarzeń jest wbrew, zdecydowanie wbrew, oddaniu się Mi. Zamknij oczy i nie myśl o bieżących sprawach, odwróć wzrok od przyszłości jak od pokusy; odpocznij we Mnie z tą dyspozycją: "Ty się tym zajmij", oddam się tej sprawie całkowicie, pocieszę cię, wyzwolę i poprowadzę. 

To twój racjonalizm, tok rozumowania, zamartwianie się i chęć, by za wszelką cenę zająć się tym, co cię trapi, wprowadza zamęt i jest powodem trudnego do zniesieni bólu. Nie postępuj tak, ale módl się, jak was nauczyłem w Ojcze Nasz: "święć się imię Twoje", czyli bądź pochwalony, uwielbiony w mojej potrzebie; "przyjdź królestwo Twoje", czyli niech wszystko, co się dzieje, przyczynia się do stwarzania Twojego królestwa w nas i na świecie; "bądź wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi":, czyli to Ty wejdź i działaj w tej mojej potrzebie, tak jak według Ciebie będzie lepiej dla mojego życia wiecznego i doczesnego.

Kiedy posiadasz własne zasoby, nawet w niewielkiej mierze, lub jeśli to ich szukasz, jesteś w zwykłym wymiarze i idziesz za ziemskim, naturalnym biegiem wydarzeń, w który często interweniuje Szatan. O, jak bardzo pragnę twojego oddania, bym mógł ci błogosławić, i w jakim smutku pogrążam się widząc jak się miotasz! Szatan właśnie do tego dąży: byś był niespokojny, by oderwać cię od Moich działań i rzucić na pastwę ludzkich przedsięwzięć.

Odwrócić wzrok od przyszłości jak od pokusy. Mocne!

O korzyściach płynących z zadłużenia

Posiadanie długów nie jest sytuacją komfortową. Czasem z konieczności, jak np. w przypadku kredytów hipotecznych na własne mieszkanie, bardzo często na własne życzenie - większość z nas jest w mniejszym lub większym stopniu zadłużona. Wskazanie z Listu do Rzymian "Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością" to rozwiązanie idealne, niestety rzeczywistość w tym temacie jest zupełnie inna.

Oczywiście nikogo nie namawiam do zadłużania się! Przeciwnie, sami staramy się nadpłacać nasz kredyt i nie wchodzić w nowe długi, mając nadzieję, że kiedyś nie będziemy ich mieli.

Co jednak zrobić, gdy długi już mamy i zabierają nam jakiś, często niemiały, procent naszych dochodów? Czy można zmienić stosunek do zadłużenia, może nie tyle je polubić, co wyciągnąć z tego faktu jakieś duchowe korzyści?

1. Konieczność systematycznej spłaty zadłużenia sprawia, że jesteśmy bardziej roztropni i rozważni w bieżących wydatkach, nasz domowy budżet z konieczności jest bardziej przemyślany.

2. Posiadanie długu uczy oszczędności i samoograniczania się w zaspokajaniu bieżących potrzeb, a także odróżniania ich od zachcianek, które inaczej łatwiej byłoby nam spełniać. Mamy okazję do ascezy.

3. Długi to często pokłosie naszych błędnych decyzji. Możemy wyciągnąć z tych lekcji wnioski. Nabywamy większej wrażliwości na problemy innych. Zyskujemy pewną mądrość i doświadczenie. Być może pomożemy komuś podjąć lepszą od naszej decyzję?

4.  Zadłużenie obrazuje prawdę, że nasze życie na ziemi nie jest sielanką i obarczone jest trudem. To rzeczywistość niedoskonała i zawodna. Być może czujemy się rozczarowani tym, że realizacja naszych marzeń okazała się w praktyce tak kosztowna. Możemy skierować nasze pragnienia w stronę nieba, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną. Mamy przecież mieszkaniowy przydział w niebie wg słów Jezusa: "Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce."

5. Wreszcie, sięgając najgłębiej, materialny dług jest jakoś odzwierciedleniem naszej duchowej kondycji. Czy w jakiś sposób wszyscy nie jesteśmy dłużnikami? Wszyscy dzielimy egzystencjalne doświadczenie ułomności i braku, czujemy, że pierwotnie czegoś nas pozbawiono, że od początku czegoś nam brakuje. Jezus przedstawiany jest jako Ten, który skreślił nasz "zapis dłużny" - tylko On może uwolnić nas od osobistych długów.


Mam nadzieje, że tych kilka punktów sprawi, że życie z długiem będzie choć trochę lżejszym ciężarem do udźwignięcia!

Do pobrania